Strona główna,  Zawody

Porażka uczy więcej niż zwycięstwo – „Wielka” Ślęża. Podsumowanie 1/52. Dzień Babci i Dziadka.

Pierwszy pełny tydzień nowego roku właśnie się kończy. Mam nadzieje, że podobnie jak mi udaje się Wam odnajdywać w codziennej rzeczywistości w 2021. Dziś chciałbym podzielić się z Wami kilkoma tematami. 

Pierwszy to temat artykułu i zawarta w nim relacja z Maratonu Ślężańskiego. 

W kolejnej części chciałbym podsumować pierwszy tydzień 2021 pod względem treningów.

Na zakończenie mam dla Was prezent związany z Dniem Babci i Dziadka.

"Wielka" Ślęża

Choć 26 września 2020 już dawno za nami, to doświadczenie, które wtedy zebrałem pozostanie ze mną na długo. Pierwsze wyjazdy w góry, by móc trenować w nowych warunkach bardzo mnie ośmieliły. Często wydaje się, że po kilkunastu treningach człowiek odzyska kondycję i wytrzymałość sprzed roku. Treningi szły wyśmienicie i jeszcze bardziej utwierdzały mnie w przekonaniu, że pokonanie królewskiego dystansu na Ślęży nie będzie niczym wyjątkowym. Przecież miałem na swoim koncie ukończenie wyzwania Warta Challenge (5 maratonów w 4 miesiące). Wróciłem do wcześniejszej diety i odczuwałem znaczny wzrost formy. Podbiegi stawały się śmiesznie proste. 

Przed samym startem udało się wykonać dwa treningi bezpośrednio na Ślęży. Każdy z nich wynosił ponad 24 km, czyli połowę wymaganego dystansu, a nogi były lekkie i pełne energii. Byłem bardzo zadowolony, ponieważ oprócz treningów wytrzymałościowych udało mi się pilnować też treningów jakościowych. To właśnie przed tym biegiem odkryłem, że tabata (sprawdź co to klikając w ten tekst) to coś dla mnie.

Nadszedł dzień startu.

 

Zaspałem!

Całe szczęście, że przygotowałem sobie wszystko dzień wcześniej. Niewątpliwie był to największy plus tego poranka. Od miejsca startu dzieliła mnie 130 kilometrowa droga. Prawie cała przebiegła idealnie, oprócz zjazdu z autostrady (skubany zjazd schował się za wiaduktem :)). Na miejsce dotarłem zestresowany oblany strugami deszczu.

9:00 start biegu a ja 10 min wcześniej odbieram pakiet. Byłem lekko zdenerwowany biegiem w deszczu, ale przecież nie był to mój pierwszy start w takich warunkach. W sumie, gdy moja stopa pojawiła się na linii startu, nie było na mnie już żadnej suchej nitki. Adrenalina wręcz kipiała we mnie. W dniu startu miałem przekroczyć kolejną granicę mojej wytrzymałości- dodać do biegowego CV ukończenie górskiego maratonu. Podczas gdy tłum odliczał 3… 2… 1… ja myślami byłem już daleko. Deszcz nie dawał za wygraną. Pierwszy raz miałem problemy z ilością wody spływającej po twarzy. Pierwsze 5 km upłynęło szybko. Czekałem na pierwsze wejście na szczyt.

W momencie, kiedy zdobyłem po raz pierwszy szczyt Ślęży i odczułem temperaturę, która tam panowała plus ogromne strugi deszczu wciąż spływające po ciele, wiedziałem, że będą problemy. Pierwsze objawy wychłodzenia objawiły się w dłoniach. Mrowienie w palcach nasilało się z każdym kilometrem. Na 15 kilometrze zaczęła się walka z zimnem. „Przecież nie pokona mnie temperatura” – myślałem. Zaciśnięte ręce, spięte ciało i do przodu noga za nogą. 

Ciężko opisać jaka walka toczyła się w mojej głowie. Ilość myśli na sekundę mnie przytłaczała. Od złości poprzez wybuchy euforii przy chwilowym zrywie, aż po uczucie wstydu. Ślęża właśnie wtedy dawała mi lekcje pokory. Wgniatała moje wymarznięte zmoczone ciało w leśną ścieżkę. 

Nadszedł 26 kilometr…

Jeden z moich kilkuletnich przyjaciół biegowych zawsze przypominał mi o folii NRC na zawodach. Ja sam zawsze nosiłem takową w plecaku na wypadek, gdybym kiedyś spotkał kogoś komu trzeba pomóc. Nigdy nie myślałem, że będę w sytuacji gdy sięgnę po nią w zamiarze użycia na sobie.

 

To koniec...

Do tej pory to ja mijałem osoby, które walczyły z myślą o zakończeniu biegu. Teraz to mnie mijano. Decyzja o zejściu padła na 28 kilometrze. Skostniałe palce trzymające folie NRC, która mnie okrywała; wszechobecne drgawki, jeszcze bardziej potęgowały chłód. powoli przestawałem czuć palce u stóp z zimna. 

To koniec. Poległem. „Wielka” Ślęża pokazała swą klasę i potęgę. 

Jadąc w dół samochodem organizatora moja głowa była pusta. Nie było w niej żadnej myśli, ani dobrych na pocieszenie, ani złych depresyjnych. Ta pustka była najgorsza. Przy linii startu, jedna z osób od organizatora (nie wiem, czy był to wolontariusz, czy ktoś techniczny) proponował nam (osobom, które zeszły z trasy) medale, które otrzymują osoby gdy ukończą bieg. Cytując „Na pamiątkę podjętego wyzwania”. Nikt z naszej czwórki go nie przyjął.

 

Wnioski...

Nigdy nie lekceważ żadnego dystansu. Nie ważne, czy jesteś siedmiokrotnym mistrzem świata, czy dopiero raczkującym biegaczem. Góry potrafią być wredne. Gdy zapragną Cię upodlić, to bez wątpienia możesz być pewien, że to zrobią. 

Przygotowania do następnych biegów, od tamtego czasu, opieram na możliwie najgorszym scenariuszu przyszłych zawodów. Oprócz tego wszystkiego, bez wątpienia najważniejszą rzeczą w plecaku biegowym jest folia NRC (szczególnie zimą).

Na koniec, najważniejszy wniosek relacji z maratonu Ślężańskiego. Ogromny szacunek wędruje w stronę tych, którzy walczyli na trasie i polegli. Decyzja o zejściu z trasy biegu była, jak dotąd, najtrudniejszą decyzją biegową w moim życiu.

Tydzień 1/52

Na tej stronie możecie ciągle podglądać licznik statystyk biegowych. Do dziś udało się spędzić łącznie prawie 3 i pół godziny na treningach, przebiegając wtedy około 40 kilometrów. Lwia część treningów odbyła się w okolicy jeziora Piaski-Szczygliczka

Udało się też wykonać 10- kilometrowy bieg z wysoką intensywnością 🙂 Bardzo się cieszę, że podczas biegu wyczuwalne były skutki biegania po górach. Mniejsze zmęczenie nóg przy ich relatywnie większym obciążeniu. 

Spaliłem 2500 kcal co równoznaczne jest:

  • 22 bananom
  • 44 łyżkom pestek dyni
  • 25 jabłkom 
  • lub prawie 5 kanapkom Big Mac

W planie mam 5 dniowe wyzwanie w myśl: „5 prostych trików, które ułatwią Ci poranne bieganie

Dzień Babci i Dzień Dziadka

Z racji tego, iż blog odwiedza z dnia na dzień coraz więcej osób, generując ponad 700 odsłon w przeciągu kilku dni, postanowiłem się jakoś odwdzięczyć.  Sam wpis: „Bieganie dla początkujących, czyli 10 najpopularniejszych pytać przed pierwszym treningiem” przeczytano ponad 137 razy.

Sam jestem wielkim fanem herbaty i kawy. Tak samo moi rodzice, którzy są już dziadkami. W tym roku powędrują do nich prezenty od https://karawanseraj.pl 

Dzieciaki obdarują ich zestawami, w których znajdą się aromatyczne herbaty i kawy.

Serdecznie polecam ten sklep z uwagi na wysokiej jakości produkty oraz sam proces obsługi. 

Dla każdego czytelnika Wygórowanego przygotowany został kod z 7% rabatem na produkty nieprzecenione. Wystarczy podczas zamówienia wpisać w odpowiednim miejscu: WYNY2101.

Jestem też w trakcie budowania systemu rabatów dla wszystkich osób, które zamówią newsletter [z prawej strony ekranu lub na dole strony jeśli czytasz to na telefonie]. Tak więc zapraszam do zapisania się na listę odbiorców newslettera oraz odwiedzenia sklepu https://karawanseraj.pl

 

Podaj dalej, zainspiruj kogoś:

Jeden Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *